Zawsze na najmłodszych
NoVA tutaj, MöSt tam. Rząd kręci kilka śrub podatkowych – i odkręca je, czyli podnosi podatki. Poważny cios dla osób dojeżdżających do pracy, MŚP i zdrowego rozsądku!

Zawsze na najmłodszych
A wszystko to po zeszłorocznym „zazielenianiu” podatku od ubezpieczeń komunikacyjnych, czyli uwzględnieniu w kalkulacjach emisji CO2, co spowodowało, że utrzymanie wielu pojazdów stało się droższe.
Próby uczynienia transportu odpowiedzialnym za ochronę klimatu w zasadzie nie mogą być potępiane. Jednak sposób, w jaki to się dzieje, to żart. I do tego zły.
Zarówno eksploatacja, jak i posiadanie samochodów podlegają wyższemu opodatkowaniu, niezależnie od strat. Bez przemyślenia sprawy. Kto będzie krwawił na koniec dnia: bogaci ze swoimi sportowymi samochodami i SUV-ami o dużej mocy? Wielkie korporacje ze swoimi flotami? Ledwie! Dla tych pierwszych dodatkowe koszty kosztują zmęczony uśmiech, a dla tych drugich to jeszcze grosze. Ponadto szczególnie te grupy docelowe mogą czasami z łatwością uniknąć nowych podatków, na przykład kupując i rejestrując pojazdy za granicą.
Nie, ucierpią najmłodsi: osoby dojeżdżające do pracy z obszarów wiejskich, które są zależne od samochodu ze względu na brak połączeń z siecią transportu publicznego i które nieuchronnie pokonują wiele kilometrów rocznie. Niepokojące są same wymiary podatku od oleju mineralnego (MöSt): Minister Środowiska Eleonore Gewessler ogłosiła, że ostateczną konsekwencją będzie podwyżka podatku MöSt o 50%. Według obliczeń ARBÖ samo to spowodowałoby dodatkowe roczne obciążenie kierowców w wysokości około 300 euro.
Jednoczesne podnoszenie podatku na ubezpieczenie komunikacyjne (mVSt) to nieporozumienie. Jest to tym bardziej istotne, że uchwalona w 2019 r. automatyczna podwyżka podatku doprowadzi do dalszych podwyżek podatków samochodowych w 2021 r. Według klubów kierowców mVSt dla niemal wszystkich samochodów, które zostaną zarejestrowane po raz pierwszy od 1 stycznia 2021 r., będzie wyższy niż w roku ubiegłym.
Samochody dostawcze stają się towarem luksusowym
Obecnie standardowy podatek konsumpcyjny (NoVA) zostaje rozszerzony na lekkie pojazdy użytkowe. Dotyczy to również małych, czyli małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP), które nagle muszą zapłacić o wiele tysięcy euro więcej za samochód dostawczy. Austriackie Stowarzyszenie Floty obliczyło, że na przykład Opel Movano, który kosztuje obecnie 42 647 euro, w 2024 r. będzie już kosztował 73 545 euro. Oznacza to wzrost ceny o 72 procent!
To pojazd, którego nie kupuje się dla zabawy i gier, ale dlatego, że jest po prostu potrzebny. Jak narzędzie. W tym zakresie można by wprowadzić także nowy podatek od wkrętarek akumulatorowych czy rękawic roboczych. Jeśli chodzi o samochód dostawczy – w przeciwieństwie do być może samochodów prywatnych – nie ma tutaj prawie żadnej alternatywy. Zwłaszcza w sektorze pojazdów użytkowych alternatywne rozwiązania napędzane elektrycznie nie są jeszcze w stanie osiągnąć tego, czego wielu użytkowników by oczekiwało pod względem ładowności, zasięgu i mocy ładowania.
W wielu przypadkach MŚP w dalszym ciągu są zależne od pojazdów użytkowych z silnikami spalinowymi. Zwłaszcza te mniejsze firmy stanowią osławiony kręgosłup lokalnej gospodarki. Sporo z tych firm otrzymuje wsparcie rządowe w następstwie kryzysu koronowego. Rozpowszechnianie oszustw podatkowych na drugą stronę jest teraz bardziej niż cyniczne.
Czy może rząd jest zainteresowany jedynie napełnieniem swojej pozbawionej gotówki kasy? W każdym razie nie można uznać postulowanego celu sterowniczego tej polityki podatkowej. Zamiast automatycznych podwyżek podatków potrzebne byłyby pozytywne zachęty. Na przykład eko-bonus za złomowanie starych pojazdów, o co branża pojazdowa zabiegała od dawna. Pobudziłoby to również gospodarkę i pomogło konsumentom.
W ten sposób osiąga się jednak coś odwrotnego: w obliczu znacznego wzrostu cen wiele firm – potwierdzają to badania – będzie w dalszym ciągu eksploatować stare śmierdzące, którym wicekanclerz wypowiedział wojnę.
Niezrozumiałe jest także to, że technologie alternatywne, takie jak paliwa syntetyczne, nie odgrywają roli w rządowych planach podatkowych. To wszystko słusznie krytykują przedstawiciele branży i kluby zmotoryzowanych. Na zakończenie słowami Burkharda Ernsta, przewodniczącego stowarzyszenia „Mój samochód”: „Ta reforma podatkowa nie jest ani ekologiczna, ani społeczna, ponieważ przeprowadzana jest na plecach tych, którzy są uzależnieni od swoich samochodów”.