– Jest pięć po dwunastej.

Transparenz: Redaktionell erstellt und geprüft.
Veröffentlicht am und aktualisiert am

W ekskluzywnym wywiadzie dla KFZ Wirtschaft Angelika Kresch, dyrektor generalna Grupy Remus Sebring, opowiada o 25-leciu firmy, Austrii jako lokalizacji biznesu, niepowodzeniach polityki i kierunku, w którym zmierza światowy lider rynku sportowych układów wydechowych firmy Bärnbach. 

Im Exklusivinterview mit der KFZ Wirtschaft spricht Angelika Kresch, CEO der Remus-Sebring-Gruppe, über das 25-jährige Firmenjubiläum, den Wirtschaftsstandort Österreich, die Versäumnisse der Politik und wohin die Reise für den Weltmarktführer für Sportauspuffanlage aus Bärnbach noch gehen wird. 
W ekskluzywnym wywiadzie dla KFZ Wirtschaft Angelika Kresch, dyrektor generalna Grupy Remus Sebring, opowiada o 25-leciu firmy, Austrii jako lokalizacji biznesu, niepowodzeniach polityki i kierunku, w którym zmierza światowy lider rynku sportowych układów wydechowych firmy Bärnbach. 

– Jest pięć po dwunastej.

Angelika Kresch, CEO Remus-Sebring-Gruppe

Branża motoryzacyjna: Pani Kresch, czy Remusa można nazwać liderem rynku światowego?
Angelika Kresch:Nie lubię mówić o nas w samych superlatywach. Jesteśmy graczem niszowym i jak to się mówi jesteśmy w tym liderem na światowym rynku. Mamy kilka obszarów biznesowych: W firmie Remus jest to obszar obsługi posprzedażnej i działalność OEM w sektorze motocykli. Podstawą działalności Sebring jest działalność OEM w sektorze samochodów osobowych. Natomiast w obszarze OEM skupiamy się na segmencie high-end; naszymi klientami są Mercedes-Benz, Porsche, McLaren, Bentley, Aston Martin, Lamborghini.

Droga tam z pewnością nie zawsze była łatwa.
Nie, wcale. Jesienią 2008 roku mocno dotknął nas światowy kryzys gospodarczy. Od piątku do poniedziałku – w jeden weekend – nasze zamówienia spadły o 70 proc. Początkowo nasz dział IT myślał, że to błąd systemu, ale kiedy skontaktowaliśmy się z naszymi klientami telefonicznie, stało się jasne, że tak naprawdę był to przypadek anulowania rezerwacji. To było całkowicie nieprzewidywalne i zagrażało istnieniu. Na szczęście udało nam się pokonać tę depresję. Powiedziałem wtedy, że okres rekonwalescencji potrwa do 2014 roku. Niestety prawie miałem rację: dopiero w 2013 roku znów był w połowie dobry rok, więc trochę czasu minęło, zanim przełknęliśmy ten duży kawałek i całkowicie go przetrawiliśmy.

Remus obchodzi w tym roku 25-lecie istnienia firmy. Czy w 1990 roku myślałeś, że będziesz tu, gdzie jesteś dzisiaj?
Nie. Nasz model biznesowy był inny. Planowaliśmy z maksymalnie 80 pracownikami. Chcieliśmy mieć małą, dobrą, rodzinną firmę, w której wszyscy znają wszystkich. Wtedy jeszcze głośno krzyczałem: nigdy nie zatrudniaj trzycyfrowej liczby pracowników. Ale po pierwsze okazuje się inaczej, a po drugie, niż myślisz.

Obecnie zatrudniasz około 640 osób, jesteś głównym graczem w sektorze dostaw motoryzacyjnych i odnoszącym sukcesy przedsiębiorcą. Wiele lokalnych firm narzeka na Austrię jako lokalizację swojej działalności. Co się dzieje nie tak?
Od czasu kryzysu gospodarczego w 2009 roku Austria zrobiła wiele złego, a mianowicie „chowała głowę w piasek” i nie chciała niczego zmieniać. Polityka w ogóle się nie porusza. We wszystkich rankingach pozostajemy w tyle, coraz bardziej tracimy kontakt i nadal nic nie robimy. Jeśli spojrzysz na to, ile znanych firm przemysłowych przenosi swoje zakłady produkcyjne z Austrii, zobaczysz, że jest już pięć po dwunastej. A jeśli wtedy pozapłacowe koszty pracy obniżą się o 0,1 proc. (uwaga: w drukowanym wydaniu KFZ Wirtschaft 11/2015 wskazano „jeden procent”, ale prawidłowa odpowiedź to „0,1 proc. jak w wywiadzie), to nawet nie będę się uśmiechał. Mówimy o siedmiu, ośmiu euro na pracownika. Jednostkowe koszty pracy podawane w Austrii nie są konkurencyjne w skali międzynarodowej. Nikt za to nie płaci. Dlatego postanowiliśmy wydać dużo pieniędzy i zbudować fabrykę w Bośni, w której będziemy produkować pracochłonne części. Nasz udział w eksporcie wynosi 95 procent. To nie ma nic wspólnego z maksymalizacją zysków, po prostu trzeba być konkurencyjnym. Bardzo chciałbym pozostać w całości w Austrii, ale jest to po prostu niewykonalne w obliczu międzynarodowej konkurencji.

W Bośni ludzie z pewnością są szczęśliwi, gdy przyjeżdża taka firma jak Remus…
W Bośni, gdzie politycy starają się przyciągnąć firmy, ludzie są postrzegani zupełnie inaczej. Choć na dofinansowanie nie ma pieniędzy, starają się administracyjnie i zapewniają odpowiednią pomoc. To po prostu inny rodzaj doceniania.

Czy istnieją różnice w jakości pomiędzy produkcją bośniacką i austriacką?
Nie, zdecydowanie nie. Jak powiedziałem, obecnie w Bośni produkujemy wyłącznie części wymagające dużego nakładu pracy. Bardzo dobrze przeszkoliliśmy pracowników w Bośni i oni również są bardzo chętni do nauki. Mamy tam bardzo dobrze wykwalifikowanych pracowników.

Czy to tylko porażka polityki, czy też w pewnym stopniu winę za ignorowanie lokalizacji ponoszą także migrujące firmy?
Cóż, politycy muszą stworzyć warunki ramowe. Jeśli to już nie jest prawdą, jako przedsiębiorca musisz ponieść konsekwencje. A jeśli nasze jednostkowe koszty pracy od 2009 roku tak drastycznie spadły w porównaniu z Niemcami, to nie jest to wina przedsiębiorców, ale raczej polityków. I już wiem, że austriacka lokalizacja nie może konkurować z Azją. Ale jeśli nie będę już w stanie dotrzymać kroku Niemcom, chata spłonie. A politycy wciąż wstają i mówią, że jesteśmy mistrzami świata w eksporcie i że jesteśmy tacy wielcy, nie dostrzegając znaków czasu. Albo politycy po prostu nie chcą ich uznać – nie wiem.

Czy ta niedola będzie miała wpływ na Austrię jako lokalizację biznesową w przyszłości? Może Austriak jest już przepełniony?
Jesteśmy już w środku tego. Stopa bezrobocia rośnie i rośnie. Ale to nie ma znaczenia, po prostu weźmy jeszcze kilka długów, to nie ma znaczenia. Ktoś za to zapłaci. Albo nie. My, Austriacy, mamy dość, a wyszkolony Austriak wierzy, że państwo i tak się nim zajmie. Jeśli sprawy potoczą się inaczej, jest zaskoczony. To nie jest dobre dla społeczeństwa. Jednocześnie brakuje nam wykwalifikowanych pracowników, takich jak inżynierowie, inżynierowie mechatronicy i spawacze.

Czy w Austrii w ciągu ostatnich 25 lat coraz trudniej było znaleźć dobrze wykwalifikowanych pracowników, czy też problem ten występował już w latach 90. XX wieku? Jak można temu zaradzić?
Wtedy też był to problem. Sytuacja jednak się pogarsza i oczywiście pewną rolę odgrywa także rozwój demograficzny. W każdym razie mógłbym od razu zatrudnić 50 marketingowców i 100 księgowych. Ludzi w zawodach handlowych i marketingu jest nieskończenie wiele, mielibyśmy też wystarczającą liczbę niewykwalifikowanych pracowników. Jednak faktycznie brakuje wykwalifikowanych techników. Ze strony przemysłu w Styrii, którego jestem szefową oddziału, staramy się pozyskać więcej dziewcząt do zawodów technicznych. I częściowo nam się to udaje, ale moim zdaniem wciąż niewystarczająco. Z drugiej strony staramy się także pytać absolwentów AHS, czy chcieliby odbyć praktykę po szkole, np. na uczelni. B. chcą pracować jako inżynier mechatronik. Z jednej strony korzystają oni ze skróconego okresu praktyk, z drugiej – z wyższego wynagrodzenia praktykanta.

Jak zostaje przyjęta ta oferta?
W tej chwili jest to nadal trudne, ponieważ jesteśmy dopiero na samym początku. Jeździmy do szkół i prezentujemy model, ale obecnie nie mamy wykwalifikowanych specjalistów przeszkolonych w ten sposób. Gdy tylko pierwsi zakończą staż i będą mogli służyć jako przykłady najlepszych praktyk, z pewnością będzie łatwiej, ponieważ wtedy młodzież rozmawia z młodzieżą. Musimy więc dalej pracować, aż piłka naprawdę zacznie się toczyć.

Czy sam Remus szkoli także uczniów?
Oczywiście, że tak. To uświadamia nam, jak bardzo niestety zawodzi nasz system edukacji. 25 lat temu mieliśmy dla naszych uczniów egzamin, który teraz musieliśmy dostosować do niższego poziomu, aby był zdany. Inaczej bylibyśmy tylko sfrustrowani. Ale wtedy nie zadawaliśmy żadnych super trudnych pytań. Nasze społeczeństwo musi i powinno dążyć do tego, aby edukacja była dobrem najwyższym i nie skąpiła na niej. W porównaniu międzynarodowym pozostajemy coraz bardziej w tyle. Co w tej sprawie robią politycy? Nic. Śpimy i patrzymy.

A co z dalszymi szkoleniami w firmie?
Staramy się oferować możliwości kształcenia ustawicznego. Prawdopodobnie w przyszłości okaże się, że niektóre szkolenia uniwersyteckie dla pracowników również będą musiały być wspierane finansowo. W pewnym stopniu już to robimy, przy odpowiednim zaangażowaniu pracownika w firmę. Oczywiście jest to możliwe tylko wtedy, gdy ktoś ma na to zasoby czasu. Osobom posiadającym rodziny trudno jest znaleźć ten czas, za to młodszym pracownikom jest łatwiej.

A propos badań i rozwoju: dział badań i rozwoju firmy Remus nadal znajduje się w Austrii, prawda?
Tak, dla nas emigracja na tym obszarze w ogóle nie jest problemem, ale jest to problem w ogóle. Badania i rozwój są w Styrii bardzo ważne i odpowiadają za cztery procent PKB – to bardzo dobry wynik. Jednak dla lokalizacji problemem jest zlecanie produkcji na zewnątrz. Kiedy to zniknie, dział badań i rozwoju również będzie łatwiej się odsunąć, ponieważ te dwa działy są ze sobą ściśle powiązane. Dlatego moją wielką obawą jest to, że coraz bardziej będziemy tracić działy badawczo-rozwojowe. I nie będziemy mogli żyć obcinając sobie nawzajem włosy.

Wróćmy do samochodu. W następstwie tzw. skandalu emisyjnego w niemieckich mediach mówi się, że cenę zapłacą dostawcy. Jak to widzisz?
Nas to nie dotyczy, ponieważ dostarczamy sportowe układy wydechowe do modeli, których to nie dotyczy. Ogólnie rzecz biorąc, nie sądzę, że można dalej zawyżać ceny dostawców, ponieważ z pewnością dokonali już niezwykle trudnej kalkulacji.

Słowo kluczowe elektromobilność. Czy za 30 lat Remus nadal będzie produkował sportowe układy wydechowe?
Opracowaliśmy system dźwiękowy dla pojazdów elektrycznych i nie możemy się doczekać większej mobilności elektrycznej. W tej chwili liczba pojazdów elektrycznych jest nadal niewielka. Myślę, że za pięć do dziesięciu lat będziemy również sprzedawać dużo pojazdów elektrycznych, ale silniki benzynowe i wysokoprężne nie znikną w najbliższym czasie z dróg świata, ponieważ nie jest to możliwe z czysto logistycznego punktu widzenia. Za dziesięć, piętnaście lat będzie współistnienie, ale jak mówią nasi klienci, silnik benzynowy nie zniknie. Niemniej jednak nadal pracujemy nad odpowiednimi systemami dźwiękowymi, ale nie z najwyższym priorytetem.

Badania pokazują, że zainteresowanie młodych ludzi samochodami maleje. Czy w ogóle można sprzedać tej klienteli sportowy wydech?
Cóż, od lat 90. wszystko się zmieniło, to całkiem jasne, ale zależy to też od grupy docelowej. Szczególnie w sektorze motocykli są także osoby w średnim wieku, które obecnie kupują motocykle i modernizują je za pomocą wszystkich dostępnych akcesoriów, ponieważ nie było ich na nie stać w młodości. A wymagania dotyczące sportowego układu wydechowego zmieniły się od lat 80. i 90. Im surowsze przepisy, czyli im cichsze muszą być pojazdy, tym częściej konsument końcowy myśli o tym, żeby coś usłyszeć. Pojazd zawsze będzie kojarzony z dźwiękiem. To dla nas dobre. Liczba pojazdów sprzedawanych młodym ludziom oczywiście spadła, to absolutna prawda. Natomiast procentowo w naszej grupie docelowej nic się nie zmieniło. Całkowita liczba w Europie Środkowej spadła. Dlatego też nasza działalność posprzedażna skupia się przede wszystkim na USA i Azji.

Jak Remus się tam dostał?
Bardzo dobry. Zwłaszcza w Chinach. Te rynki nawet nie znają naszych europejskich regulacji. Chcą nie tylko dźwięku, chcą dźwięku plus. Obydwa rynki są dla nas bardzo dobre.

Rynek motocykli jest bardzo konkurencyjny, jest wielu dostawców układów wydechowych. Można odnieść wrażenie, że samochodów jest coraz więcej, zwłaszcza w segmencie niedrogim. Jaka jest strategia Remusa?
Oferujemy bardzo wysoką jakość w bardzo dobrej cenie i od tego nie odejdziemy. Nie zrobimy taniej kolei. Nie byłoby to dobre dla marki i nie byłoby zgodne z naszym modelem biznesowym.

Czy Remus może w przyszłości urosnąć jeszcze bardziej?
Tak, zdecydowanie. Mamy wiele bardzo dobrych możliwości ekspansji i będziemy krok po kroku sobie z nimi radzić.

Na koniec chciałbym zapytać, jak wyobrażasz sobie Grupę Remusa Sebringa za 20, 30 lat. Kto wtedy będzie kierował firmą? Ich dzieci? Czy będzie Ci trudno odpuścić?
Dzieci pracują w firmie od dawna i wykonują bardzo dobrą robotę. Nie spodziewałem się, że będzie tak gładko. Mój mąż i ja jesteśmy w trakcie przekazywania go kawałek po kawałku, a kiedy nadejdzie czas, przejdziemy na emeryturę. Ale nie ma w tym żadnej melancholii; dominuje raczej wielka radość, że dzieci tak dobrze sobie radzą. To chyba tak dobrze działa, bo z jednej strony każdy ma swój obszar odpowiedzialności i nie ma nakładania się, a z drugiej strony nie mamy presji, dlatego proces ten może przebiegać sprawnie.